„Nic nie może wiecznie trwać, za wszystko przyjdzie nam zapłacić. Trzeba dziękować za to co jest i czekać na to co będzie i przyjmować to z pokorą.”
Zapraszam na rozmowę z Danutą Polak czyli z kobietą która od dwóch lat mieszka w domu pomocy społecznej.
Jak długo mieszka Pani już w domu pomocy społecznej?
Będzie już jakieś dwa lata.
A jak to się stało, że trafiła Pani do tego miejsca?
Mąż mnie zostawił, zostałam sama, bo nie mam również dzieci. Podjęłam wtedy decyzję (bez żadnej namowy innych ludzi), że pójdę do domu pomocy społecznej. Nie wiedziałam gdzie dokładnie trafię. Wtedy jeszcze nie znałam tego ośrodka. Zaczęłam szukać odpowiedniego miejsca i pewnego dnia – to była dość charakterystyczna sytuacja – kiedy przewróciłam się i leżałam na ziemi zadzwoniła do mnie pani z ul. Praskiej i powiedziała, że mają miejsce. Wtedy zdecydowałam się przyjść właśnie tutaj (red. Dom Pomocy Społecznej przy ul. Praskiej)
I jak się Pani czuła z tą decyzją ?
Cieszyłam się, że w końcu mam gdzie zamieszkać gdzie nie będę sama.
Ile miała Pani lat kiedy tutaj trafiła?
Miałam wtedy 62 lata
Długo przed tym była Pani już samotną kobietą?
To było tuż przed naszym trzydziestoleciem ślubu. Mąż wtedy stwierdził, że odchodzi. Nie robiłam z tego żadnej afery. Zapytałam tylko jaki jest powód tej decyzji. Odpowiedział wtedy prosto z mostu, że już mnie nie kocha. Ciężko to przeżyłam, ale dzięki Bogu przeżyłam. Pogodziłam się z tym i traktuje to jako Wolę Bożą. Podobnie jak moją chorobę.
Co to za choroba?
Stwardnienie rozsiane, w skrócie SM. A tłumacząc jeszcze inaczej to Szalona Miłość. Tak zaczęłam nazywać tę chorobę, aby móc ją pokochać.
Kiedy dowiedziała się Pani, że jest chora?
To było w okresie młodzieńczym, nie pamiętam dokładnie kiedy, ale to będzie już z dwadzieścia lat. Byłam na wakacjach. Zaczęłam mieć problemy z chodzeniem, wymiotowałam. Zawieziono mnie do szpitala w Jaśle. Lekarz przekazał mi, że prawdopodobnie jestem chora na nieuleczalną chorobę. Jakoś to przyjęłam. Stwierdziłam, że co będzie to będzie. Normalnie później pracowałam. Jakoś Pan Bóg pozwalał mi normalnie żyć.
Na czym polega ta choroba? Jakie są objawy?
To jest tak zwana totalna niemoc. Bardzo szybko wszystko zaczyna mnie męczyć i trudno mi pewne rzeczy wykonać.
Z tego co rozumiem udało się Pani dość szybko pogodzić z chorobą?
Starałam się żyć normalnie. Cieszyłam się, że coś mi się udaje. Miałam na uwadze, że są ludzie którzy bardziej cierpią ode mnie. Tym łatwiej mi było, że nie odczuwałam bólu fizycznego.
Wspomniała Pani o pracy. Czym się Pani zajmowała w przeszłości?
Z zawodu jestem ekonomistą. Chodziłam do ogólniaka, a później skończyłam studium ekonomiczne. Zaraz po tym zaczęłam pracę.
I co to było?
Pracował w dziale zbytu w Spółdzielni Chemicznej „Barwa”. Produkowaliśmy płyny do naczyń, płyny do prania, płatki mydlane. Generalnie była to chemia gospodarcza. Dwa razy do roku jeździłam na targi do Poznania.
Przepracowała Pani w tym zakładzie całe swoje życie?
Tak. To było moje jedyne miejsce pracy.
Dzisiaj już takie przypadki się raczej nie zdarzają. A jeżeli się zdarzają to bardzo rzadko.
Byłam bardzo zadowolona. Cieszyło mnie to, że miałam kontakt z ludźmi z całej Polski. Sprawiało mi to przyjemność.
A jak wyglądało Pani dzieciństwo?
Całe życie mieszkam w Krakowie. Mieszkałam wraz z rodzicami w dwupokojowym mieszkaniu z obcą dla nas osobą. Ten czas wspominam normalnie. Żyliśmy skromnie, ale głodna nie chodziłam.
Jak wygląda Pani rutynowy dzień w domu pomocy społecznej?
Wstaję, jem śniadanie, potem są lekarstwa. Personel jest tutaj bardzo miły. Czuje się tutaj całkiem, całkiem fajnie. Nie mogę niczego złego powiedzieć, bo jest tutaj naprawdę dobrze.
Czy w ośrodku istnieje jakieś życie towarzyskie?
Na co dzień sama się nie poruszam. Na terapię zajęciową oraz do ogrodu zabierają mnie pracownicy. Mam jednak jednego Pana, który macha do mnie przez otwarte drzwi pokoju. Bardzo to lubię. Lubię gdy się do mnie odezwie, kiedy powie „cześć” .
Czy tęskni dzisiaj Pani za czymś? Czy chciałaby Pani do czegoś wrócić?
Bardzo chętnie pochodziłabym po górach. Ale dzisiaj również czasami wychodzę i bardzo mnie cieszy kiedy mogę zobaczyć zielony ogród, zielone liście.
Czy ktoś Panią odwiedza?
Mój mąż raz mnie odwiedził. Po za tym przychodziła do mnie czasami siostra, czasem ja ją odwiedzałam, kiedy była taka możliwość. Czasami odwiedzał mnie również kolega. Teraz natomiast cieszę się, bo mam niedługo wizytę u dentysty.
Chyba jest Pani jedyną osobą którą znam która cieszy się na takie spotkanie.
Muszę Panu powiedzieć, że zawsze, zawsze to było na pierwszym miejscu. Miałam świetną dentystkę, która powtarzała mi, że szkoda byłoby zmarnować taki piękny uśmiech.
Czy czuje się Pani czasem samotna?
Nie czuję się samotna, dlatego że spotykam się czasem z ludźmi, którzy tutaj mieszkają. Również zdarza mi się spacerować, a wtedy to jakiś gołąbek przeleci, jakaś wrona i od razu człowiekowi lepiej. Kocham to co mnie spotyka.
Wiele osób mogło by się od Pani uczyć podejścia do życia.
Powiem Panu tyle. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
To było dla Pani zawsze naturalne czy to cecha, której się Pani nauczyła?
Nie miałam nigdy nie wiadomo jakich wymagań. Na wiele rzeczy nie było mnie stać, wiele rzeczy nie mogłam zrobić, więc zawsze przyjmowałam to co mi Pan Bóg dał.
Czy jest coś co daje Pani dom pomocy społecznej, a czego nie miałaby Pani poza nim?
Mam tutaj ciągle kontakt z ludźmi, ktoś przychodzi, coś się dzieje. Dostaje posiłki do pokoju. Mam tutaj opiekę której nie miałbym na zewnątrz.
Co ze swojej perspektywy – patrząc na kruchość i nietrwałość naszego życia – mogłaby Pani powiedzieć o przemijaniu?
Nic nie może wiecznie trwać, za wszystko przyjdzie nam zapłacić. Trzeba dziękować za to co jest i czekać na to co będzie i przyjmować to z pokorą.
Czy czuje się Pani w jakiś sposób wykluczona?
Mam opiekę, nie jestem zostawiona na ulicy. Są tutaj ludzie którzy są pomocni, mili, życzliwi. Nie czuję się wykluczona. Czuję się zaopiekowana.
Jak wyglądałby Pani idealny dom pomocy społecznej?
Nie mogę powiedzieć jakby wyglądał, bo takiego nie jest się w stanie stworzyć. Różni są ludzie i różne mają potrzeby. Jeden woli to, drugi woli tamto. Trzeba pokochać to co się ma.
Jeżeli jest Pani realistką, a nie marzycielką to zadanie kolejnego pytania może nie mieć sensu, ale to zrobię. Czy jest coś o czym Pani dzisiaj marzy?
Marzę o tym żeby móc przyjąć z pokorą to co mnie spotka.
To już wszystko, Bardzo dziękuję Pani za rozmowę. Była to dla mnie lekcja wdzięczności i akceptacji.
Bardzo było mi miło z Panem rozmawiać. Gdyby miał Pan ochotę to chętnie się z spotkam z Panem osobiście. Kawą nie poczęstuje, ale w zamian proponuje cukierki kopiko.