„W zakładzie karnym nie ma żadnej pracy z osadzonymi, jest totalna olewka. Funkcjonariusze też są ludźmi, mają też własne zburzenia, które czasem są równie mocne i groźne jak te, które mają osadzone w więzieniach kobiety. Do tego żeby się zmienić potrzeba nie tylko dużo siły, wytrwałości i otwartości na pomoc innych ludzi. Zakład karny nie pomaga tylko utrudnia. Utrudnia i dołuje. Ale to właśnie jest kara.” Zapraszam na rozmowę z "K" czyli z kobietą która dwa lata spędziła w zakładzie karnym. Opowiada w niej o przyczynach i skutkach tego wydarzenia. O tym czego się nauczyła, a co jeszcze przed nią.

Jak to się stało, że trafiłaś do więzienia?

Zaczęłam popełniać przestępstwa.

Było to jedno przestępstwo?

Nie. Było ich wiele.

A na czym polegały?

Były to przestępstwa przeciwko mieniu. Byłam niereformowalna.

Czy zastanawiałaś się nad konsekwencjami swoich czynów zanim trafiłaś do więzienia?

Nie zastanawiałam się. Tak po prostu zostałam ukształtowana.

Co czułaś gdy tam trafiłaś?

To była masa uczuć i szczerze mówiąc wolałabym ich nie wspominać, bo mam to już za sobą. Same najgorsze związane z sobą samą i ze swoją rodziną. To nie było w żadnym wypadku żałowanie swoich win.

Jak wyglądał Twój dzień za więziennymi murami?

Właściwie schematowo, mniej więcej tak jak w szpitalu. Dużo czytałam, rozmyślałem, chodziłam na spacery. Była też praca. Dzień był bardzo przykry, choć jak się człowiek skoncentrował i naprawdę chciał, to można było ten czas wykorzystać dla siebie w pozytywny sposób. Ja chciałam i mi się udało.

A czy z tą sytuacją radziłaś sobie sama czy miałaś jakąś pomoc?

Dużo dał mi kontakt z osobami z zewnątrz. Bardzo pomocne przez te dwa lata, które spędziłam za „kratkami”, były osoby ze Stowarzyszenia Probacja. Pomagały mi one podnosić moje kompetencje wychowawcze. Były namiastką człowieczeństwa, zwykłych ludzi. Kontakt z nimi bardzo mi pomógł, bo miałam poczucie, że cały czas się rozwijam, że moja zmiana przebiega dobrze, ale mogłam też skonsultować z nimi swoje własne przemyślenia. To mogę na pewno uznać za pozytyw odbywania kary, do której zgłosiłam się sama.

Sama zgłosiłaś się do odbywania kary?

Tak to było przemyślane, byłam na to nastawiona. Przegotowywałam się do tego rok czasu, więc wydaje mi się, że to całkiem sporo.

A skąd taka decyzja?

To było już za dużo dla mnie. To ukrywanie się, ten cały bałagan. Dzięki fajnym ludziom, intensywnej psychoterapii, udało mi się uzyskać trochę narzędzi do pracy nad sobą. Nieświadomie przygotowywałam się do świadomego odbywania kary. To było bardzo trudne, ale po tych dwóch latach izolacji wiem jak skrzywdziłam swoją córkę nieobecnością i niedojrzałością.

Ile miała lat kiedy trafiłaś do więzienia?

Dwanaście.

Rozstanie z rodziną było dla Ciebie najtrudniejsze?

Świadome zostawienie dziecka to jedna z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że nie odpowiadam tylko za siebie i że decyzje które podejmuję – czy te dobre czy złe – mają wpływ na drugie życie i to wtedy wydało mi się przerażające. Ale to mnie umocniło i pokazało, że to jest prawdziwą konsekwencją moich czynów. Świadome zostawienie dziecka było dla mnie najprawdziwszą karą. Przygotowywanie na to siebie i mojej córki było dla mnie drogą przez mękę. A teraz jeszcze ona ponosi tego konsekwencje. To wszystko jest okropne.

Co więzienie zabrało Ci przede wszystkim?

Zabrało mi więzi z dzieckiem. Zabrało mi możliwość tworzenia ich, budowania. Przerywało je.

Czyli poniekąd system więziennictwa uniemożliwił Ci budowanie tych więzi. Co myślisz o tym systemie ?

W zakładzie karnym nie ma żadnej pracy z osadzonymi, jest totalna olewka. Funkcjonariusze też są ludźmi, mają też własne zburzenia, które czasem są równie mocne i groźne jak te, które mają osadzone w więzieniach kobiety. Do tego żeby się zmienić potrzeba nie tylko dużo siły, wytrwałości i otwartości na pomoc innych ludzi. Zakład karny nie pomaga tylko utrudnia. Utrudnia i dołuje. Ale to właśnie jest kara.

Decydując się na dobrowolne odbycie kary wiedziałaś, co Cię tam czeka?

Wiedziałam, ponieważ ja już tam wcześniej byłam, więc mogłam się na to przygotować na tyle, ile dałam radę.

Skoro więc wiedziałaś, to skąd taka decyzja?

Wiedziałam, że aby zacząć coś od nowa, muszę zakończyć cały wcześniejszy etap. Jeżeli go nie zakończę, to nie ruszę. Odbycie kary było dla mnie największym problemem, który musiałam przejść. Teraz już po tym wszystkim cała reszta jest możliwa do realizacji. Szkoła, związek, macierzyństwo, praca. Nawet zwykłe zakupy stały się możliwe, bo największy problem został załatwiony. Trzeba było zrozumieć priorytety, zrozumieć, zgodzić się i zaakceptować coś, z czym się nie zgadzamy. Odbycie kary było dla mnie odkupieniem win.

Czy jest jakaś jedna rzecz, o której mogłabyś powiedzieć: „Tak! Tego z pewnością nauczyłam się dzięki okresowi spędzonemu w więzieniu”?

Więzienie pomogło mi docenić wolność i niezależność w podejmowaniu decyzji. Nauczyło mnie również (dzięki temu jak wyglądał każdy dzień), że wszystko musi mieć swoje ramy i rytm. Z tą rutyną trzeba było sobie jakoś poradzić, wytłumaczyć sobie ją w racjonalny sposób.

Czy czujesz się w jakiś sposób wykluczona, a jeżeli tak, to czym dla Ciebie jest to wykluczenie?

Czuję się wykluczona, bo sama się wykluczam. Czuję się wykluczona poprzez niższą pozycję społeczną. Nie mogę podjąć pracy w wielu zawodach. Jest to problem złożony, niewynikający jedynie z czasu spędzonego w izolacji. Mam świadomość, że teraz muszę starać się dwa razy bardziej, bo z góry jestem przekreślona jako ”Całość”.

Z jednej strony jesteś wykluczona społecznie, a z drugiej strony sama się wykluczasz poprzez działania które podejmujesz w swoim umyśle. Czy myślisz, że to drugie wykluczenie jesteś w stanie przeskoczyć?

Tak. Muszę tylko chcieć wytrwać i rozwijać się.

Czy są jakieś różnice między Tobą teraz, a Tobą przed odbyciem kary?

Doceniam wszystko, szanuje życie.

Co czułaś kiedy wyszłaś z więzienia?

Nicość, pustka. Odetchnęłam z ulgą, ale ciężko było wziąć mi kolejny oddech.

Gdy o tym mówisz, nasuwa mi się scena z filmu „Skazany na Shawshank”, gdy starszy już mężczyzna po wielu latach opuszcza więzienie i nie mogąc sobie poradzić z zastaną rzeczywistością, popełnia samobójstwo.

Bo to był jego dom. Ja aż tak nie byłam związana z miejscem w którym odbywałam wyrok, ale była pustka. Człowiek tam nie miał czasu się wzmocnić, bo w środku cały czas trwała walka. A na zewnątrz trzeba być jeszcze silniejszym.

Trwała tam „walka” z czym?

Ze sobą i z innymi. Walka której nie chciałam.

Co byś doradziła dzisiaj młodym ludziom, którzy są w podobnej sytuacji do tej, w której Ty się znajdowałaś?

Ciężko jest dawać młodym ludziom rady. To co do mnie przemawiało i czego ja się uchwyciłam, to była prosta rzecz, a mianowicie że w życiu są dwie drogi: albo w prawo, albo w lewo. Jeżeli będziemy chcieli iść pośrodku lub gdzieś z boku, to zawsze będziemy spadać na tą złą drogę. I potem to już tylko od nas zależy czy będziemy w stanie się podnieść. Im dłużej się jest po tej złej stronie, tym trudniej wrócić na dobrą. Krzywdzimy przy tym wszystkich dookoła, ale przede wszystkim robimy krzywdę samym sobie. Czasem jest tak, że trzeba się totalnie poturbować i upaść na dno, żeby coś zrozumieć. Każdy wybiera. Konsekwencje są jasne.

Tutaj z kolei nasuwa mi się inny film, tym razem opowiadający o chłopcu zamkniętym od dzieciństwa w tytułowym pokoju, który jest dla niego cały światem. Dopiero kiedy udaje mu się wydostać, to przekonuje się, że świat jest o wiele większy. Tak samo często nasze umysły są zamknięte, ale na szczęście mają drzwi i okna. Możemy je otworzyć sami od środka, ale również możemy pozwolić, aby pomógł je nam otworzyć ktoś z zewnątrz. Czasem potrzeba odpowiednich słów, wypowiedzianych przez odpowiednią osobę w odpowiednim czasie, aby móc ruszyć dalej.

Ja tak mam, że może być szereg słów które słyszę, ale wybiorę to jedno zdanie, którego się chwytam. Szukam też autorytetów na zewnątrz, które pomagają mi budować moją hierarchię wartości. Dlatego ten pokój, o którym wspomniałeś, super pasuje do mnie. Czułam się tak zamknięta, jak ten chłopiec i nawet nie widziałam żadnych okien. Teraz już wiem, że tak nie musi być i moim zadaniem dzisiaj jest wytłumaczyć to swojej córce.

Jakie masz dzisiaj cele, marzenia? Co nadaje sens Twojemu życiu?

Przede wszystkim chcę prowadzić spokojne życie. Nie chcę się bać i nie chcę siebie samej narażać na sytuacje, w których mogę się bać i stresować. Chcę zabezpieczyć podstawowe potrzeby mojego dziecka. Chcę podróżować. Chce wciąż poznawać siebie. Przełamałam się już w wielu sprawach. Jeżdżę na przykład na rowerze i wiem, że wolno mi to robić tak samo jak innym. Uczę się, zrobiłam prawo jazdy. Chcę żyć tak prosto, zwyczajnie.

Jazda na rowerze była dla Ciebie problemem?

Tak. Przełamanie się w tej kwestii uważam to za swój duży sukces. Rower okazał się być ukrytą pasją. Daje mi też poczucie większej wolności i niezależności. Przypomniałam sobie jak bardo lubię sport. Za rok zdaję maturę, w przyszłości chcę zostać pośrednikiem nieruchomości. Muszę pozbyć się balastu, jest ciężki

Wierzę, że tylko czas i my sami ograniczamy się przed pozbyciem wszystkiego, to znaczy tego całego balastu.

I tym akcentem „wiary” chciałem zakończyć i podziękować Ci za tą rozmowę, ale również – a może przede wszystkim – pogratulować tej drogi, którą już przeszłaś. Uważam, że może być ona inspiracją dla wielu ludzi, którzy błądzą w swoim życiu.

Dzięki! Chętnie przyjmuję takie słowa, bo wyznaczają mnie samą.

Dzięki jeszcze raz!

 

 

Rozmawiał SEBASTIAN WŁODEK