Na początku myślałam, że to będzie idealny czas, na wszystko na co czasu nie miałam. Jednak w momencie, w którym uświadomiłam sobie, że to nie minie za tydzień, czy dwa, ale będzie trwać…nikt nie wie do kiedy okazało się, że czasu wcale nie ma więcej i raczej się na to nie zapowiadało. Czyli zaczynamy – nowy rozdział, rozdział – miejmy nadzieję niepowtarzalny. Mój dzień zaczyna się jak każda sobota, tylko trochę później. Piszę poranne strony, wypijam kawę…dwie…trzy. Sprawdzam czego świat ode mnie dzisiaj oczekuje. Zaczynamy od facebooka – powiadomienia o nowych wydarzeniach #zostańwdomu; wiadomości od grup, które nie odzywały się przez ostatnie pół roku; znowu trzeba coś wysłać; udostępnić post; napisać w sprawie nie cierpiącej zwłoki czy nagrać po raz 5 tą samą piosenkę, której się już szczerze nienawidzi. Następnie instagram – jakieś nowości? Nie tym razem. Jak zawsze dyskusja na temat czarnego protestu i jakiś quiz muzyczny u kogoś na story – o Wygrałam! Jeszcze trochę przescroluję, może natrafię na jakiegoś fajnego mema. Wiadomość od Marka, znowu trzeba coś dograć, zero wytchnienia podczas tej kwarantanny. Ostatni portal (mój ulubiony) Librus Synergia, logowanko i pyk. CO?! Matko ile wiadomości! Nawet nie wiem czy chcę na to patrzeć, zresztą zaraz napisze Kasia, żeby ktoś sprawdził co jest we wiadomościach. Wchodzę w folder…Uff to tylko Pani Psycholog, całe szczęście, że nie jakaś historia i społeczeństwo czy przyroda. A jednak coś z angielskiego, o! dzisiaj była lekcja? Zaraz, która godzina? … Ach trzynasta. Dobra, czas na śniadanie, albo obiad? Mamo? A no tak pracują, przecież jest wtorek, a nie sobota – kto by się spodziewał? To może jakiś serial, film, wywiad? I tak cały dzień. Przez miesiąc. Można się wykończyć, serio. Już mnie znudził mój serial i prawie skończyłam top 500 filmów z filmweba. Nie przeczytałam żadnej książki w całości. Przekopałam mój pokój pod względem starych rzeczy do wyrzucenia, ale wcale nie chciałam ich wyrzucać, więc teraz wszędzie leżą jakieś pamiętniki, dzienniki i kolorowanki. Oglądnęłam mój pokój z każdego rogu i wymyśliłam, co mogłabym jeszcze zrobić na ścianach. Niestety będzie remont, więc nic z tego. Prawie pożegnałam się z podręcznikami, żeby je sprzedać … ups, maturka w czerwcu, mój pokój jeszcze przez chwilę musi być zagracony. Właśnie matura w czerwcu… Chyba nie mam nic do powiedzenia. Studia? Rysuję obrazki logiczne i uzupełniam sudoku, a czasami uczę się nowych łamigłówek! Udało mi się oddać kilka ubrań i książek.. Nauczyłam się dwóch programów do składania filmów i podczas tej kwarantanny złożyłam ich już co najmniej pięć, a to nie koniec. Założyłam tiktoka i niczego to nie zmieniło w moim życiu. Spróbowałam uruchomić mój sprzęt do nagrywania, ale po kilku godzinach stwierdziłam, że dyktafon w garderobie nagrywa wystarczająco dobrze. Zrobiłam sobie niewyobrażalną liczbę zdjęć w lustrze i nawet sprzątnęłam pokój…krówki? Co tu robią krówki? Moja mama robi chleby. Miałam na paznokciach każdy kolor mojego lakieru, tak jak na okularach. Wykorzystałam każdy przedmiot do makijażu z mojej kosmetyczki i ani razu nie spędziłam całego dnia w piżamie. A no i jestem drużynową, więc zaczęłam organizować obóz, ale okazało się, że na niego nie jedziemy. Moim największym dylematem jest co ubrać dzisiaj na siebie, no bo jak miałam mundurek to w sumie wszystko jedno, a kolorowego też nie mogłam nosić, więc właściwie wybór nie był skomplikowany (trzy rzeczy na krzyż w ciemnym kolorze), a teraz?! Ja tonę w pomysłach co na siebie włożyć, co dobrać, jakie majtki, skarpetki, a może dzisiaj rajstopy? Mam takie spodnie? To moja koszulka? Mamo? … A no tak, przecież wtorek. Ten ciężki czas przy otwartej szafie przeżywam każdego dnia i do tego ta wypadająca szuflada ze skarpetkami, przecież co najmniej trzy pary dzisiaj do mnie pasują! Właściwie dlaczego mnie to obchodzi skoro siedzę w domu i nawet nie chodzę wyrzucać śmieci?! To może sukienka. Zdecydowanie, dzisiaj z okazji kolejnego wtorku kwarantanny ubiorę sukienkę.