Córy Wiatru Południowego
Wiatr Południowy poślubił Zorzę Polarną. Ach co to był za ślub! Zjechali się goście z całego świata – z północy i…południa. Na weselu goście jednocześnie lepili bałwana, jeździli na łyżwach i budowali zamki z piasku, wylegując się w kąpielowych kostiumach nad brzegiem bardzo ciepłego morza. Nikt się nie nudził i każdy robił to co lubi. A po roku przyszły na świat trzy córeczki Wiatru i Zorzy: Aurora znaczy jutrzenka, Abhalla czyli łagodny wiatr i Aki znaczy iskierka. Siostry nie mogły bez siebie żyć. Od świtu po zmierzch na całym nieboskłonie tańczył ich perlisty śmiech. Kiedy Aurora każdego ranka wracała do domu po przebudzeniu całego świata , to jej siostry już w ganku czekały na nią z gorącą kawą . Kiedy natomiast w południe Abhalla wychodziła na łąki rozsiewać trawy i zioła, to siostry wychodziły jej na spotkanie na rozstajne drogi i tam czekały, a jak tylko się pojawiła to z daleka machały na powitanie. A kidy Aki wieczorem ruszała do domostw po sąsiedzku zapalić ogień w kominkach , to siostry czekały z warcabami i innymi grami i nie zaczynały póki nie wróciła. Choć mogły zacząć ale nie chciały, bo prawdziwa zabawa była wtedy, gdy były w komplecie. Od świtu po zmierzch na całym nieboskłonie tańczył perlisty ich śmiech. Tylko czasem… no właśnie …czasem. Czasem też się sprzeczały. O co ? A bo to raz Aki marzyła, żeby tak raz pójść z Abhallą na łąki a siostra jej na to: – No co Ty tam , nigdzie ze mną nie pójdziesz , jeszcze wszystko spalisz! Przecież ty wszystko podpalasz. Aki połknęła jedną łezkę, smutek schowała do takiego worka na smutki co to nosiła go zawsze przy sobie i uśmiechnęła się. – Masz rację Abhallo to byłoby głupie. Aki do tego worka chowała wszystkie smutki i nikomu o nich nie mówiła. To była jej tajemnica. Aurora też miała swoją tajemnicę. Woreczek na złość. Kiedy siostry zrobiły jej jakiegoś psikusa np. schowały buta a ona właśnie wychodziła budzić cały świat, albo do kawy dolały dla żartu sosu sojowego a ona akurat nie miała ochoty na żarty, to nic im nie mówiąc otwarła swój woreczek ze złością i ładowała do niego tę złość a potem zakładała go na plecy bo przecież trzeba żyć w zgodzie….a Abhalla? Abhalla nie miała worka na smutki , ani na złości tylko na strachy. A bała się wszystkiego. I tego, że Aurora nie wróci po budzeniu świata albo że Aki pomyli wieczorem drogi albo że ona Abhalla nie rozsieje wystarczająco dobrze wszystkich traw i ziół. Ale to była jej tajemnica. Bo przecież ona córa Wiatru Południowego i Zorzy Polarnej nie może się niczego bać. No i te swoje strachy jak tylko się pojawiały to ładowała do worka, który miała zawsze przy sobie. Nikomu worka nie pokazywała. I tak mijały lata. A worki stawały się coraz cięższe i było coraz pełniej w nich strachu, smutku i złości. Aż któregoś dnia pękły i popłynęły w świat trzy rzeki: Smutku , Złości i Strachu. A tymi rzekami popłynęły 3 siostry – każda w swoją stronę. Rzeki były rwące i płynęły po manowcach porywając i niszcząc wszystko ze sobą co napotkały po drodze. Na częście każda rzeka wpada w końcu do morza. A los tak chciał, że wszystkie 3 rzeki wpłynęły do tego samego morza, morza Bałtyckiego. A słona morska woda przyjęła i utuliła wszystkie złości, strachy i smutki. I wyszły siostry na ląd i usiadły na złocistym piasku i milczały. Aż wreszcie Aurora powiedziała: – Bardzo się zezłościłam, kiedy wlałyście mi sos sojowy do porannej kawy i jeszcze i ..opowiadała, opowiadała, opowiadała, opowiadała. A potem opowiadała Aki a potem Abhalla. A jak już wypowiedziały wszystko co skrywały. Uściskały się serdecznie. A potem znowu zamilkły i patrzyły w horyzont. A potem już bez swych ciężarów wróciły do swojego domu.